sobota, 11 stycznia 2014

Nowy blog

Chciałabym Was wszystkich zaprosić do czytania nowego bloga w moim wykonaniu. :) Jest o Legionistach. Ostatnio pojawił się prolog, a rozdział się dodać przy najbliższej okazji.. Tak więc daję link i zapraszam bardzo serdecznie. ;) Zapraszam do czytania i komentowania.

http://tylkociebiechc.blogspot.com/

piątek, 3 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 60 KONIEC

Minęło kilka miesięcy... Milena i Marco dostrzegli talent ich syna, chłopiec coraz częściej lubił grać w piłkę nożną, zaczęła mu sprawiać przyjemność.. Reus chciał jak najszybciej zapisać małego Nico do jakiegoś klubu piłkarskiego, a najlepiej do Borussii gdzie sam się kształcił po piłkarsku.


Marco: Nico? Chcesz grać jak tatuś w klubie? -zapytał
Nico: Nje. -odpowiedział stanowczo
Marco: Czemu? Przecież uwielbiasz grać w piłkę ze mną i wujkiem Holgerem.. -zdziwił się
Nico: Aje mama pofiedziała ze mam sie ucyć, bo potem ni ma ładnych lasek do wylwania, siom tylkoj takie puśte.. -odpowiedział
Marco: Ale ja kocham twoją mamę, ona nie jest pusta.. -stwierdził
Nico: Aje miłość je ślepa. -uzasadnił


Marco był zdziwiony odmową małego chłopca.. Jeszcze bardziej tym co mu Milena powiedziała.. Chciał o tym porozmawiać z narzeczoną.. Kiedy mały Nico poszedł bawić się klockami Lego, zszedł do salonu, gdzie siedziała Milena zaczytana w czasopiśmie z sukniami ślubnymi, ponieważ ich ślub zbliżał się wielkimi krokami. Dziewczyna zawsze chciała żeby świadkowała jej Justyna, to było jej największe marzenie..


Marco: Kochanie? -zaczął
Milena: Słucham?
Marco: Czemu powiedziałaś Nico że jesteś pusta? Ja tak wcale nie uważam. -stwierdził
Milena: Ja mu wcale tak nie powiedziałam.. -zdziwiła się
Marco: To co mu powiedziałaś?
Milena: Żeby fajną laskę sobie znalazł. -uśmiechnęła się
Marco: Widzę że nauka Reusów nie poszła w las. -pocałował ją w policzek
Milena: Żeby nie było że mama go niczego nie nauczyła.



******



Justyna ciężko, ale dawała sobie radę z rakiem. Niestety nie mogła przyjmować żadnych leków podczas ciąży, jedynie takie które były bezpieczne dla płodu. Dzisiaj miała dowiedzieć się na USG jaką płeć ma mieć dziecko. Razem z Mario wybrali się do pobliskiego ginekologa, jednego z starych przyjaciół Goetze jeszcze z podstawówki. Justyna zawsze pragnęła mieć córeczkę, Mario nie miał nic przeciwko, ale chciał też mieć syna, bo marzył o godnym następcy.


Mario: I co? Będzie chłopiec czy dziewczynka? -pytał nie mogąc się doczekać
Ginekolog: Poczekaj Mario.. Jeszcze dobrze nie włączyłem sprzętu.. -zaśmiał się
Mario: Przepraszam, ale nie mogę się doczekać. -usprawiedliwił się
Ginekolog: Zawsze faceci robią większe zamieszanie niż kobiety.. -westchnął
Justyna: On ogólnie taki nerwowy nie jest, tylko tak teraz. -uśmiechnęła się
Ginekolog: Żebyś go widziała w szkole jak wariował jak dostał negatywną z plastyki.. -wspomniał
Justyna: Z plastyki? -zdziwiła się
Ginekolog: Tak.. Mieliśmy narysować dłoń.. I Mario przez przypadek narysował cztery palce..
Mario: Ten jeden miał wyglądać jak amputowany! -bronił się
Ginekolog: Człowieku, śpieszyłeś się na przerwie i po prostu nie zdążyłeś go narysować. -zaśmiał się
Mario: No bo 5 minut to za krótko!
Ginekolog: No dobrze nieważne.. -westchnął


W końcu sprzęt zaczął działać, zdenerwowany Mario trzymał mocno za dłoń ukochaną i wpatrywał się w monitor. Chwilę później na nim zobaczył malutkie, zgrabne rączki, które jakby machały do Justyny i Mario. Justyna zaczęła dosłownie płakać, łzy szczęścia spływały jej jedna po drugiej po policzku.
Mario tak samo jak ukochana dziewczyna z ledwością powstrzymywał łzy.


Ginekolog: To będzie dziewczynka. -uśmiechnął się
Justyna: Dziewczynka? To wspaniale. -wytarła łzy
Mario: Nasza maleńka. -powiedział przez łzy
Justyna: Mario, nie płacz.. Będzie dobrze. -pocieszyła go


Może i miało być dobrze, ale wcale się tak nie zapowiadało.. Z dnia na kolejny Justyna czuła się coraz gorzej, nerki odmawiały jej posłuszeństwa, organizm umierał bez chemioterapii.. Ale ona tak bardzo pragnęła tego dziecka, wiedziała że musi zostawić jakąś cząstkę siebie na tym świecie.. Miała świadomość że Mario dobrze się nią zajmie, a jeśli nie to zawsze z pomocą przyjdą jej rodzice z Polski, nie są najmilsi ale zawsze jej pomogli. 



******



Milena pomagała ile tylko mogła Justynie, były nierozłączne. Jedna bez drugiej nie mogła funkcjonować, kiedy Milena robiła obiad, Justyna zabawiała Nico, lub jej doradzała. Były wspaniałe razem, ale kiedyś jednej miało zabraknąć...


Milena: Kochanie.. Jak myślisz? Która ładniejsza suknia na ślub, ta z tą koronką czy bez na plecach? 
Justyna: Ta z koronką, będziesz wyglądała cudownie. -uśmiechnęła się
Milena: Tak sądzisz? -zapytała
Justyna: Tak, jesteś wysoka i piękna. W tej będzie Ci ślicznie. 
Milena: Dziękuję. A ty i Mario? Co ze ślubem? -zapytała
Justyna: Przecież dobrze wiesz że już koniec.. Ja umrę za jakiś miesiąc. -wspomniała
Milena: Nie poddawaj się, walcz. -powiedziała
Justyna: Walczyłam całe życie, kiedyś trzeba skończyć.
Milena: Akurat teraz? Kiedy masz mieć dziecko to chcesz je zostawić same na tym świecie? -dziwiła się
Justyna: Nie będzie sama.. Będzie miała Mario. -odpowiedziała
Milena: Mario.. Wiesz jak on się załamie.. -westchnęła
Justyna: Wiem.


Minął miesiąc.. Nadszedł czas porodu dziecka. Na poczekalni poza Mario, Mileną i Marco oraz Holgim siedziała cała reszta Borussii Dortmund, mało tego przyjechali też niektórzy zawodnicy z Bayernu Monachium.. Wszyscy chcieli wesprzeć Mario i Justynę w tym ciężkim dniu, wiedzieli że to już koniec.
W końcu nadszedł koniec porodu, urodziła się mała, słodka dziewczynka o imieniu Lilly, które nadała jej Justyna. Dziewczyna tak bardzo pokochała tą małą istotkę że przez pierwsze dni najchętniej by się z nią nie rozstawała, dbała o nią jak najlepsza matka. Ale to już nadszedł koniec, miesiąc po narodzinach córki zasnęła na zawsze. Nidy więcej nie spojrzała na świat.. Mario wpadł natychmiastowo w depresję, z dnia na dzień łykał coraz mocniejsze proszki, w końcu wylądował na odwyku, a w tym czasie małą Lilly zajęła się Milena i Marco. 
Na pogrzebie dziewczyny zjawili się wszyscy których znała.. Poczynając od Moritza Leitnera, a kończąc na przyjaciołach jeszcze z warszawskiego podwórka. Mario stał osłupiały przy jej trumnie w ciemnych okularach i czarnym garniturze, a zaraz obok niego stał wózek w którym leżało śpiące maleństwo. Niedaleko stała Milena w ciemnej długiej sukni ocierała łzy już i tak wypłakaną chusteczką, zaraz obok stał Marco, obejmujący narzeczoną, starał się powstrzymywać łzy, które i tak spływały po policzku. Mały blondynek Nico stał obok rodziców i w ręku trzymał czerwoną różę i nie rozumiał co się wokół dzieje.
Zaraz po pogrzebie nad mogiłą został sam Mario z córeczką, którą wziął na ręce. Patrzył na grób i nigdy nie mógł sobie wybaczyć, że nic nie mógł zrobić.. Jednak czuł że Justyna będzie się nimi opiekowała z góry i będzie tam w końcu wiecznie szczęśliwa, na wieki..



~~KONIEC~~


_________________________________________________________________________


Tak się musiało to wszystko skończyć, obiecałam smutne zakończenie. Uśmierciłam Justynę, jest to moje pierwsze opowiadanie w którym kogokolwiek uśmierciłam z głównych bohaterów. Było mi ciężko opisywać pogrzeb dziewczyny, ale chyba nie wyszło najgorzej.
Zabijecie mnie za to że to już koniec, ale niedługo ruszę z nowym opowiadaniem tylko że teraz mam ospę więc jak sami pewnie wiecie nie jest łatwo pisać ;c Ale po niedzieli postaram się dodać bohaterów. :) Co ja tu dłużej mogę pisać, jedni czytali tego bloga wcześniej inni dopiero później zaczęli ale dziękuję że jesteście i czytacie. Gdybyście nie czytali ani nie komentowali tego to pewnie bym już dawno temu skończyła. Cieszę się że dałam radę pisać od maja tego bloga, najdłuższy w moim życiu.
Dziękuję Wam bardzo <3 

sobota, 21 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 59

Milena bardzo tęskniła za swoim synkiem. Tym bardziej Marco, ponieważ od niego wszystko miało zależeć.. Niestety chłopak z dnia na dzień był coraz bardziej załamany, dopadała go depresja.. Nie chciał nigdy zdradzić ukochanej dziewczyny, ale niestety nie miał innego wyboru.. Tylko tak mógł odzyskać Nico, kochał to dziecko, ale nie mógł sobie wybaczyć tego że może stracić Milenę.


Marco: Kochanie.. A nie da się tego jakoś inaczej załatwić? -zapytał
Milena: Nie martw się kotku. Kocham cię. -pocałowała go w policzek
Marco: Też cię kocham, ale ja nie potrafię być z nią.
Milena: Nie mogę cię do niczego zmuszać, więc jeśli nie chcesz to na własną rękę zgłoszę porwanie na policję. Wiem że to ryzykowne, ale muszę go odnaleźć. -stwierdziła
Marco: Pójdę z tobą na policję. -obiecał jej
Milena: Dziękuję Reus. -uśmiechnęła się
Marco: To co idziemy?
Milena: Tak.. Chodźmy. -zdecydowała


Poszli.. Wiedzieli że to nie będzie łatwe, ale musieli odzyskać syna. Kiedy już dotarli na komendę tak był wielki ambaras... Policjanci biegali od stolika do stolika.. Marco był naprawdę zdenerwowany, było widać jak się trząsł ze strachu. Milena nie lepiej.. W końcu jeden policjant zabrał ich ze sobą i zaczęli zeznawać, jedno po drugim, najpierw Milena, a następnie Marco.



******



Mario pragnął wiedzieć czemu Justyna nie chce chemioterapii i nie chce za niego wyjść, jednak wolał nie wywoływać niepotrzebnych spięć, wolał dowiedzieć się w swoim czasie. Dziewczyna nie chciała z nim nawet słowa zamienić na te dwa tematy, może wolała ich z jakiegoś nie poruszać. Ale uparty Mario musiał wiedzieć i nie dawał za wygraną.


Mario: Masz kogoś że nie chcesz ze mną być?
Justyna: Nigdy nie miałam. Kocham cię, ale nie chcę ci robić kłopotu.. -tłumaczyła
Mario: Kłopotu? Jakiego kłopotu? -zdziwił się
Justyna: Bo ja niedługo umrę Mario.. -odpowiedziała
Mario: Nie umrzesz, tylko idź na tą głupią terapię! -powiedział już zirytowany
Justyna: Nie krzycz na mnie!
Mario: Nie krzyczę, ale chcę po prostu wiedzieć prawdę. -powiedział z nadzieją w głosie


Przykucnął przy jej wózku inwalidzkim i spojrzał jej głęboko w oczy. Jej oczy wyglądały na zmęczone i niepewne. Chyba już pragnęła umrzeć i mieć święty spokój, pragnęła być szczęśliwa, ale nie zawsze się jej udawało... Jakby widział w jej oczach całe jej życie.


Mario: Proszę powiedz.. -westchnął
Justyna: No bo ja... -próbowała to wykrztusić z siebie
Mario: Co jest?
Justyna: Jestem znów z tobą w ciąży.. Jeśli urodzę umrę na raka. -powiedziała ze łzami w oczach
Mario: No to je usuń, będzie kolejne. -westchnął
Justyna: Tak samo mówiłeś za tamtym razem. To dziecko chcę urodzić! Rozumiesz?
Mario: Ale jeśli je urodzisz to umrzesz, a ja nie chcę żyć bez ciebie. -odpowiedział
Justyna: Znajdziesz inną, ładniejszą. -stwierdziła
Mario: Nigdy takiej nie znajdę, bo cię kocham. -przytulił ją
Justyna: Też cię kocham. -uśmiechnęła się



******



Tymczasem Marco, Milena i ich wierny kompan, który zaoferował im pomoc, czyli Holger, dotarli do Dusseldorfu. Badstuber coraz bardziej zacieśniał swoje więzy przyjaźni z Marco, jednak i tak nie do końca sobie ufali.. Może dlatego że Reus był strasznie zazdrosny o Milenę, na którą chytrymi oczkami patrzył Holgi. Jednak nie miał u niej szans, bo ona była zapatrzona w Marco.


Milena: Oczy jej wydrapię jak ją zobaczę! -powiedziała w złości
Marco: Milena.. Spokojnie.. Odbiorę jej Nico. -próbował ją uspokoić
Milena: Jak mam być spokojna skoro ta idiotka porwała mojego syna!?
Holger: Uspokój się, odnajdziemy go, a policja się nią zajmie. -westchnął
Marco: Ohoś.. Już jest.. Idę. -westchnął
Milena: Uważaj na siebie. -pocałowała go namiętnie w usta
Marco: Ok.


Powoli szedł ciemną uliczką do Amandy. Bał się że mogła coś zrobić Nico. Tak samo patrząca na to wszystko z oddalonego samochodu Milena nie mogła na to patrzeć, aż ją od środka rozrywało.. Miała szczęście że w środku był jeszcze Holgi to powstrzymywało zapędy dziewczyny.
Nagle.. Marco i Amanda zniknęli z pola widzenia. Milena czekała na ten jeden sms, wtedy Holger miał zadzwonić po policję.. W końcu usłyszała upragniony dźwięk sms'a od Marco. Ostrożnie wyjęła telefon i przeczytała wiadomość.


"Hiltz Strasse 4/3. Nico jest w Monachium w domu dziecka św. Dominiki. " 


Kilka sekund później Badstuber już rozmawiał z policją, podał adres, a policja już była w drodze gdzie mieszkała dziewczyna. Milena i Holger postanowili jechać w tym czasie do Monachium do domu dziecka, gdzie miał przebywać Nico. Po jakiś kilku godzinach jazdy, dotarli pod dom. Milena miała nogi jak z waty. Chciała już zobaczyć syna.. Na miejscu już była policja i czekali na nich. Mały Nico siedział na kolanach u jednej z miłych policjantek, trzymał w dłoniach misia i wypatrywał mamusi.. Kiedy ją ujrzał szybko rzucił się jej w ramiona, był taki szczęśliwy jak nigdy.


Nico: Mamo! Nje zośtawiaj mnie juz z ciociom Amandom. -powiedział tuląc się do mamy
Milena: Nigdy w życiu. -obiecała
Nico: A dzie tatuś? -zapytał
Milena: Tatuś zaraz przyjedzie. -uśmiechnęła się


Po kilku minutach przyszedł Marco, on też był wniebowzięty kiedy zobaczył całego i zdrowego Nico, który skakał z radości, bo miał przy sobie wspaniałych rodziców.


_______________________________________________________________________



Pisałam cały tydzień :o Aż tak mnie wena zostawiła ;c Więc powiem Wam że to już przedostatni rozdział ;p Szkoda mi się będzie z tym blogiem rozstać, ale już piszę go od maja ;) A w Sylwestra minie rok odkąd pisze wgl. blogi :) Ah.. Jak to wszystko szybko mija. ;c
A że niedługo święta Bożego Narodzenia życzę Wam z tej okazji.. Zdrowych, spokojnych, radosnych i pogodnych świąt i szczęśliwego Nowego Roku :* Kocham Was <3 

środa, 11 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 58

Kiedy Milena wróciła ze sklepu nie było ani Amandy, ani Nico.. Przestraszyła się tym faktem.. Kompletnie nie wiedziała co zrobić. Nie mogła sobie wybaczyć że zostawiła chłopca z Amandą. Nie wiedząc co ma robić, postanowiła zadzwonić do narzeczonego. Wybierając numer usiadła spokojnie przy stoliku w salonie, nagle obok kwiatów zobaczyła list.. Niepewnie otworzyła go.


"Mam Nico. Jeśli chcesz żeby nic mu się nie stało, Marco ma być ze mną. Jeśli kochasz tego dzieciaka to zrób to. Czekam na Reusa w Dusseldorf'ie. Inaczej Nico wyląduje w domu dziecka w Monachium. Zastanów się nad tym.
Buziaki ;*
Amanda i Nico"



Milena wpadła w szał i szok. Myślała że jak ją spotka to jej oczy wydrapie. Była tak wściekła że by pozabijała.. Bez namysłu zadzwoniła do Marco. Ten jak zwykle długo nie odbierał, bo po co.. Narzeczona poczeka. W końcu odebrał.


Marco: Słucham skarbie?
Milena: Reus! Wracaj do domu! Amanda porwała Nico! Martwię się. -wyznała
Marco: Co takiego?! Boże.. -przestraszył się
Milena: Tu Bóg nic nie ma do tego, prędzej szatan. -odpowiedziała
Marco: Nie przesadzaj kotku.. Już jadę.


Rozłączył się. Teraz wystarczyło na niego czekać. Na niego i jego opóźnione ruchy..



******



Marco wpadł do szatni jak z procy. Szybko się przebierał tak jak nigdy. Każdemu jego ruchowi się przyglądał Mario i sam nie mógł uwierzyć że tak się w ogóle da..


Mario: Marco.. Co się stało? -zdziwił się
Marco: Amanda porwała Nico. -powiedział zmęczony
Mario: Jak to?
Marco: Milena widocznie go nie dopilnowała. -odpowiedział
Mario: Jeśli będzie trzeba pomóc, to ja z Justyną i Holgim z chęcią pomożemy. -zaproponował
Marco: Wiem i bardzo wam dziękuję, ale spróbujemy dać sobie radę sami. -westchnął
Mario: Spoko. -uśmiechnął się
Marco: To cześć. -wyszedł


Mario uwielbiał małego Nico i sam nie mógł sobie tego wyobrazić że został porwany przez najlepszą przyjaciółkę Justyny. Postanowił jednak nie zadręczać kolejnym problemem swojej dziewczyny. Tylko w końcu zadać jej to odpowiednie pytanie na które się zbierał od dobrych kilku miesięcy. Wiedział że to już czas. Kupił piękny bukiet różowych róż i cudowny pierścionek z brylantem. Kiedy wszedł do mieszkania był tam jak zawsze pięknie nakryty stół, a na nim ustawione nakrycia do obiadu, widocznie Justyna jak zwykle przygotowała coś pysznego.
Wszedł do salonu, gdzie siedziała dziewczyna. Kiedy zobaczyła bukiet i pierścionek wyglądała na szczęśliwą, ale to nie potrwało długo...


Mario: Justynka? Wyjdziesz za mnie? -zapytał
Justyna: Ojej Mario.. Zaskoczyłeś mnie! -stwierdziła
Mario: Więc tak? Czy nie?
Justyna: Nie mogę tego przyjąć.. Nie chcę cię jeszcze bardziej obciążać.. Ja umrę. Znajdź sobie inną, ładniejszą, cudowniejszą.. -odpowiedziała ze łzami w oczach
Mario: Ale ty jesteś tą jedyną. Ciebie kocham. -tłumaczył
Justyna: Ale zrozum... Ja nie chcę być dla ciebie kłopotem.


Zaczęła głośno płakać i odjechała wózkiem do łazienki, gdzie zamknęła się na dłuższy czas. Mario pragnął z całego serca żeby dziewczyna była szczęśliwa i z nim.. Jednak znał ją dość dobrze, więc dał jej czas żeby to sobie sama spokojnie przemyślała, wiedział że potrafi zmienić zdanie z dnia na dzień. I wręcz na to tylko liczył. Nie chciał być nachalnym.



*******



Zmartwiona Milena i Marco zastanawiali się gdzie i jak szukać dziecka, wiedzieli że jeśli zadzwonią po policję to ona zostawi dziecko w jakimś przytułku dla sierot.


Milena: No mógłbyś coś zrobić! -powtarzała zdenerwowana
Marco: A co ja mogę!? -odpowiedział
Milena: Nie wiem.. Nie możemy przecież tak siedzieć bezczynnie.
Marco: Nie denerwuj się tak, będzie dobrze. -próbował ją pocieszyć
Milena: Wiesz co!? Tobie to chyba nigdy na nas nie zależało.. -odpowiedziała zła
Marco: Nie zależało?! Zawsze mi zależało! -krzyknął
Milena: Taaa.. Raz się ze mną przespałeś i zaszłam w ciąże! To wszystko przez ciebie. Gdyby nie Justyna nigdy byś na mnie uwagi nie zwrócił, zawsze oglądałeś się za innymi, modelkami.. -odpowiedziała
Marco: O czym ty mówisz!? Zawsze byłaś dla mnie ważna. Odkąd tylko pamiętam. -tłumaczył
Milena: Jakoś jak byłeś młodszy interesowała cię inna!
Marco: Chciałem tylko wzbudzić twoją zazdrość i chyba udało mi się. -stwierdził
Milena: No niestety udało ci się.. Miałam ochotę cię rozerwać na strzępy tak jak tą sukę. -powiedziała
Marco: Aż tak nielitościwie? -zachichotał
Milena: Aż tak! No co?! Musiałam iść na studniówkę z jakimś kujonem. -prychnęła
Marco: Wiesz jak cię kocham? -uśmiechnął się
Milena: No wiem.. -przytuliła się do niego.



__________________________________________________________________________


Rozdział z ogromnym poślizgiem, bo miał być tydzień temu, ale najpierw się popsuł komputer a następnie Ksawery mi zabrał prąd ;< Przepraszam.
Przy okazji dajcie linki do blogów, bo muszę po nadrabiać ;D 

sobota, 23 listopada 2013

ROZDZIAŁ 57

Justyna nie zgodziła się na operację w Kanadzie, jednak Mario bezskutecznie próbował ją namówić. Jednak ona wiedziała lepiej, chciała umrzeć żeby przestać cierpieć i dać swobodę Mario, żeby był szczęśliwy bez niej. Popadała w coraz cięższą depresję, jakby po tym wszystkim świat się zawalił. Wiedziała że ta operacja może pokonać tego raka, ale to nigdy jej nie przywróciłoby normalnego życia, dalej musiałaby jeździć na wózku i z tym żyć. Nie dałaby sobie rady. Czuła się samotna.
Mario czuł że chce, ale nie potrafi jej pomóc.. Tak bardzo chciał żeby była szczęśliwa, ale nie potrafił dać jej szczęścia. Czasem zastanawiał się czy ktoś inny mógłby ją obdarzyć szczęściem, często miał na myśli Moritz'a Leitnera, wiedział że gdyby nie on dziewczyna z którą jest i którą właśnie kocha, to by jej nie poznał. Ona wtedy przyjechała tu dla niego, żeby być szczęśliwa właśnie z nim, a ten po prostu ją rzucił jak brudne skarpetki. A może byliby znów razem, gdyby nie on? Ale to właśnie Moritz zrobił jej tyle przykrości, zgwałcił ją. Nie miał siły już o tym myśleć, wiedział jedno że Lubomirska chce zapomnieć o Leitner'ze.
Wrócili razem do Dortmundu, teraz Goetze postanowił spełnić swój plan, chciał być przy niej.
Poszedł na trening Borussii, to koniec z Bayernem, mimo że jego marzeniem była gra w Monachium to chciał zrobić wszystko żeby uszczęśliwić Justynę.


Mario: Dzień dobry panie Klopp. -przywitał się
Jurgen: Mario? Co ty tutaj robisz? Na zwiady przyszedłeś? -zażartował
Mario: Chciałbym wrócić do gry dla Borussii. -odpowiedział
Jurgen: A Bayern? Przecież to jest jeden z najlepszych klubów na świecie. Elita. -przyznał
Mario: Robię to dla niej, dla Justyny.. Chcę być przy niej, a ona nie chce wyjechać do Monachium.
Jurgen: Ale obiecaj mi.. Że wrócisz do Bayernu, żeby spełnić swoje marzenie. -postawił warunek


Warunek Jurgena zaskoczył i to bardzo Mario.. Czyżby chciał się pozbyć jednego z najlepszych piłkarzy na świecie ze swojego klubu? Nie.. To do niego nie podobne.. Po prostu zawsze był dla każdego piłkarza jak ojciec.. Chciał pomóc spełniać ich marzenia. A od dziecka Goetze marzył o grze dla Bayernu Monachium, to marzenie się już spełniło, ale zrezygnował dla ukochanej..


Jurgen: Więc jak? -zapytał
Mario: Moim jedynym marzeniem jest żeby Justyna wyzdrowiała. -odpowiedział
Jurgen: Będzie dobrze, poradzisz sobie. Jesteś wspaniałym piłkarzem. -poklepał go po plecach
Mario: Mogę wrócić?
Jurgen: Słyszeliście chłopcy? Mario do nas wraca na jeden sezon. -oznajmił
Mario: Tylko na jeden? -zdziwił się


Odpowiedzi już nie usłyszał, bo Klopp odszedł dalej trenować chłopaków. Zastanawiał się czemu tylko na jeden sezon, może dlatego że był też Mkhitaryan, a Goetze teraz był zbędny. Jednakże cieszył się że teraz dzięki grze w BVB będzie mógł pomóc Justynie. Ogólnie wszyscy zawodnicy przyjęli go z otwartymi ramionami, nawet Mkhitaryan, okazał się wspaniałym człowiekiem.


Henrikh: Czemu się przeniosłeś z Bayernu, akurat tu? -zapytał
Mario: Zrobiłem to dla ukochanej. -odpowiedział
Henrikh: Szacunek. A jak twoja dziewczyna się nazywa?
Mario: Justyna Lubomirska. -westchnął
Henrikh: Aaa! Justynka! Fajna dziewczyna, tylko ten nieszczęsny wypadek. Jak się teraz czuje?
Mario: Ona ma raka. -wyznał
Herikh: Uuu.. Przykro mi, a może da się jeszcze z tym zrobić.. -zaproponował
Mario: Są wykonywane na to operacje w Kanadzie, ale ona nie chce. -wspomniał
Herikh: To na początku przekonaj ją do chemioterapii. -stwierdził
Mario: Masz rację, małymi kroczkami..
Herikh: Tylko żeby nie były za małe. -odpowiedział


Właśnie.. Żeby nie było już za późno. Jednak wiedział że chemioterapia może jej w małym stopniu pomóc.



******



Tymczasem wstrząśnięta informacją o tym że jej przyjaciółka Justyna jest chora na raka, często odwiedzała ją. Tym razem mały Nico był lekko przeziębiony, więc nie mogła wyjść. Nawet z chłopcem, bo jego astma to nie były przelewki. Postanowiła zająć się chłopcem. 


Nico: Mamusiu.. Jeśtem głotny. -powiedział chłopiec
Milena: Za chwilę ci przygotuję jakieś jedzonko. -uśmiechnęła się


Chłopiec wrócił do zabawy pluszakami, a Milena poszła zajrzeć do lodówki, niestety była prawie pusta, nie wliczając piwa Marco, które zresztą było niedopite.. W domu była tylko ona, Nico i Amanda.. Zaczęła wątpić w to czy Amanda zechce skoczyć te kilka kroków do sklepu po zupkę dla dziecka. Dziewczyna musiała się zniżyć do niskiego poziomu i zapytać Amandę, czy zechce zostać te kilka minut z Nico.
Weszła do jej pokoju i zapytała, ta bez dłuższych zastanowień się zgodziła. To było dziwne..


Milena: A teraz słuchaj Nico.. Zostajesz pod opieką Amandy, mamusia wyskoczy do sklepu i za kilka minut wróci. Bądź grzeczny. -pocałowała go w policzek
Nico: Dobze mamuniu. -uśmiechnął się chłopiec


Dziewczyna zostawiła chłopca samego i udała się pośpiesznie do sklepu. Tymczasem Amanda postanowiła wcielić w życie swój plan...


Amanda: Nicuś.. Chcesz zrobić tatusiowi niespodziankę i odwiedzić go zaraz na treningu? -zapytała
Nico: Tak! Chce do tatusia! Aje.. mama pofiedziała ze mam sie śtond nie lusać. -odpowiedział cicho
Amanda: Mama się nawet nie dowie. -uśmiechnęła się fałszywie
Nico: Nio.. Dobze..


Chłopczyk złapał w rączki swojego ukochanego misia i wskoczył na ręce do Amandy.


____________________________________________________________________



Zua Amanda! :D Hehe xD
Łapajta rozdziała ;) Kolejny wkrótce ^^  

sobota, 16 listopada 2013

ROZDZIAŁ 56

Kiedy Mario i Justyna już byli w Londynie, dziewczyna przeszła najpotrzebniejsze badania i wszystko kierowało ku dobremu i operacji.. Doktor wezwał Goetze do siebie, do gabinetu. Chłopak usiadł naprzeciwko w wygodnym krześle.


Mario: Coś nie tak? -zapytał
Doktor: Mam niemiłą informację dla pana.. -wspomniał
Mario: Jaką?
Doktor: To jest rak mięśniaka kości. Pokazały się niepokojące rany na łydce. -pokazuje na zdjęciu rentgenowskim
Mario: Czemu.. akurat ją to spotkało..
Doktor: Za długo czekaliśmy z zabiegiem.. -wyznaje
Mario: To wszystko moja wina.. Jak mogę jej teraz pomóc? -zapytał sam siebie
Doktor: Może pan jeszcze jechać do Kanady, tam wykonują takie zabiegi, ale ostrzegam że są bardzo kosztowne.. -odpowiada
Mario: Dla niej zrobię teraz wszystko.


Mario był zszokowany tym że jego ukochana mogła w każdej chwili umrzeć. Teraz musiał jej o tym wszystkim powiedzieć, że muszą lecieć do dalekiej Kanady po ratunek dla niej.. Teraz pozostawało pytanie.. Czy zgodzi się na tą operację..  Kiedy miał wejść na salę gdzie leżała dziewczyna, spojrzał w szybę i zobaczył  Justynę leżącą w łóżku, czytającą książkę. Ona miała jeszcze nadzieje, a jego zamarła głęboko..
Nie miał pojęcia co ma jej powiedzieć.. Prawdę?
Po cichu wszedł do jej pokoju i usiadł obok na łóżku... Spojrzał jej w oczy i zaczął..


Mario: Kochanie.. Jak się czujesz? -zapytał
Justyna: Nie najgorzej, a co? -odpowiedziała zdecydowanie
Mario: Wiem że to straszne co teraz powiem.. Ale masz raka. -westchnął
Justyna: Raka? Boże.. -złapała się za głowę
Mario: Ale będzie dobrze, wyjedziemy do Kanady i tak przejdziesz operację. -odpowiedział optymistycznie
Justyna: A tak naprawdę to ile mi jeszcze zostało? -zapytała
Mario: Nie wiem.. Ale będzie dobrze, damy radę.
Justyna: My? To chcesz dalej być ze mną? -zdziwiła się
Mario: Pragnę tylko tego żebyś była szczęśliwa..
Justyna: A co jak umrę? -zapytała
Mario: Będzie dobrze.. Nie umrzesz. Tylko wyjedź ze mną do Kanady na operację. -tłumaczył
Justyna: Ale to jest zbyt kosztowne Goetze. -stwierdziła
Mario: Nie tak kosztowne jak moja miłość do ciebie. -odpowiedział
Justyna: Mario.. Ja nigdzie nie jadę. Zostaję w Dortmundzie. -postanowiła


Dziewczyna postawiła na swoim, nie chciała operacji.. Może według niej wszystko się już skończyło, może niedługo miał nadejść jej koniec? Śmierć była za blisko.. Ale jeszcze była szansa na ucieczkę od niej, bardzo wielka.. Wystarczyło ją do tego przekonać.



******



Tymczasem Milena użerała się z Amandą. Z całego serca nienawidziła jej i nie ukrywała tego, tak samo jak Amanda nie ukrywała tego że nienawidzi Milki. Dzisiaj akurat Marco musiał wyjechać na zgrupowanie do Warszawy, więc dziewczyny zostały same z małym Nico.
Amanda chciała podlizać się małemu chłopcu i kupiła mu misia...


Amanda: Nicuś.. Chodź zobacz co ci ciocia kupiła! -uśmiechnęła się do chłopca
Nico: Misio! Jaki śłodki. -przytulił misia
Amanda: Podoba ci się? -zapytała
Nico: Jeśt ciudofny. -uśmiechnął się
Amanda: Fajnie że ci się podoba. -pogłaskała go po główce
Milena: Nico! Słodziaku! Zrobisz z mamusią ciasteczka? -uśmiechnęła się
Nico: Tak! Cistecka! -rzucił misia na bok
Milena: No to chodź kochanie.


Dziewczyna rzuciła Amandzie niemiłe spojrzenie z daleka odchodząc z Nico. Ale widać było że to dopiero początek walki kobiet. Jednak Amanda postanowiła się nie poddawać, mimo że nie lubiła małych dzieci to wiedziała że to jedyna droga ponownego dotarcia do serca Marco.
W tym samym czasie, kiedy Amanda obmyślała swoją zemstę, do Mileny zadzwonił Marco. Jak zwykle zatroskany sytuacją w domu.. Dziewczyna zostawiła chłopca przy wycinaniu różnokształtnych ciasteczek i poszła odebrać telefon.

Marco: Hej kochanie! 
Milena: Cześć Marco! Jak tam? -zapytała
Marco: Bardzo dobrze, nauczyłem się nowego słówka po polsku! -powiedział dumnie
Milena: Naprawdę? Powiedz. -uśmiechnęła się
Marco: Koszam ciebie. -przekręcił słówko
Milena: Chyba... Kocham cię! -poprawiła
Marco: Ja ciebie też skarbie.
Milena: Debil. -zaśmiała się
Marco: A co tam u Nico? -zapytał
Milena: Dobrze, robimy ciasteczka! -zaśmiała się



_____________________________________________________________________




No to macie rozdział :) Strasznie nie chciało mi się go pisać, bo wena mi odchodzi ;< Nie wiem czy nie zakończyć na tym blogu.. ;(
Ale to wszystko zależy już od was i weny xD Do następnego! :*  

niedziela, 10 listopada 2013

ROZDZIAŁ 55

Milena się załamała.. Holger jak dobry przyjaciel usiłował ją pocieszyć, ale nie udawało mu się to. Dziewczyna wpadła w głęboką depresję i nie wychodziła ze swojego pokoju prawie wcale, jedynie czasem poszła do kuchni żeby coś zjeść, ale to tylko na chwilkę. Miała silny charakter, ale Marco zabronił jej się spotykania z synkiem i to ją wykończyło..
A Marco..? Reus też się załamał, kto wie czy nie bardziej, ale skutecznie potrafił to ukryć przed wszystkimi. Zajmował się Nico jak najlepiej potrafił, kiedy mógł zabierał go na treningi albo zostawiał u rodziców lub u Ani Lewandowskiej. Jednak obaj tęsknili za nią.


Nico: Tatusiu? A kjedy mama wluci? -zapytał
Marco: Nie martw się, niedługo.. -zapewniał
Nico: A tenśkniś za nio?
Marco: Bardzo, a ty maluszku? -wziął chłopca na ręce
Nico: Kocham ją i bajdzo tenśknie.. -wyznał
Marco: Nie martw się wróci. -zapewniał


Reus miał dość tęsknoty za dziewczyną, pragnął się z nią jak najszybciej pogodzić. Postanowił zaraz po treningu pojechać do Holgera i ich przeprosić. Nie było to dla niego łatwe, bo ucierpiała na tym jego męska duma, ale musiał ten konflikt jakoś zażegnać, w końcu sam do tego doprowadził. Na treningu był skupiony tylko na tym.. Nie reagował nawet na polecenia trenera Kloppa.


Klopp: Reus.. Co się dzieje? -zauważył że coś trapi chłopaka
Marco: Nic takiego trenerze, tylko pokłóciłem się z Mileną. -wytłumaczył
Klopp: Wy to się potraficie dzień w dzień się kłócić.. -stwierdził
Marco: No co prawda, to prawda... Ale tym razem poszło o coś gorszego.. -wyznał
Klopp: Dobra, idź już, bo jak się na ciebie patrzę to mi humor odchodzi.. Porozmawiaj z nią.
Marco: Tak.. Zrobię to jeszcze dzisiaj. -postanowił
Klopp: Tylko nie płacz jak cię odrzuci! -zaśmiał się
Marco: Postaram się to załatwić jak facet. -uśmiechnął się


Zmęczony po treningu pojechał pod blok gdzie przebywała jego ukochana z Holgim. Pod drodze kupił bukiet kwiatów, tych ulubionych Mileny, czyli żółtych róż. Wszedł schodami na 4 piętro, bo na jego nieszczęście winda była nieczynna. Kiedy już stanął pod mieszkaniem wziął głęboki oddech i zadzwonił dzwonkiem. Poczekał krótszą chwilę przed drzwiami, a potem otworzył mu Badstuber. Uśmiechnął się niepewnie do Marco i wpuścił go do mieszkania.


Holger: Milena jest u siebie w pokoju. -odpowiedział
Marco: Dzięki Holgi. -podziękował przyjacielowi
Holger: Nie zrób jej przykrości. -poradził
Marco: Jasne..


Marco ostatni raz przejrzał się w lusterku i przeczesał grzywę, po czym cicho zapukał do pokoju narzeczonej.. Usłyszał ciche "proszę" i zajrzał. Na łóżku siedziała Milena trzymając w ręku pudełko z chusteczkami higienicznymi. Wystarczyło że spojrzała na niego i znów zaczęła gorzko płakać. Kiedy chłopak podszedł do niej bliżej klęknął przed nią i zauważył na jej nadgarstku ślady po cięciu się żyletką.
Bez słowa mocno ją przytulił.


Marco: Już będzie dobrze..
Milena: Ja przepraszam Marco. -powiedziała ze łzami w oczach
Marco: Nie przepraszaj, byłem zbyt nieznośny.. Zraniłem cię, siebie i Nico. -wytłumaczył
Milena: Kocham cię.
Marco: Ja ciebie też kochanie.. -pocałował ją w policzek
Milena: Dałeś sobie radę z Nico? -zapytała
Marco: Jako tako.. Strasznie tęsknił za tobą. -uśmiechnął się
Milena: Ah.. Wy faceci.. Bez kobiety to byście zginęli.. -stwierdziła
Marco: Wrócisz do nas?
Milena: A mam jakieś inne wyjście? -odpowiedziała
Marco: Pomóc ci się spakować? -zapytał
Milena: No raczej.. -poruszyła ramionami


Marco pomógł Milenie się spakować i wspólnie opuścili mieszkanie Holgera, dziękując mu za wszystko przy okazji. Kiedy już dotarli do domu czekał tam na nich mały Nico, który w progu szczęśliwy wskoczył mamusi w ramiona.


Nico: Mamusia!! -piszczał szczęśliwy
Milena: No mamusia, wróciła do swojego małego bohatera! -uśmiechnęła się
Nico: Juz nigdy mie nie zośtwiś! I taty! -rozkazał
Milena: Już na zawsze będziemy razem! -pocałowała chłopca w policzek
Marco: To co maluszku? Może pójdziesz spać? -zachichotał
Milena: Reus! Jest dopiero 14! -zwróciła mu uwagę
Marco: Nie mogę się doczekać nocy. -zaśmiał się
Milena: Nie przy dziecku niewyżyty pasożycie! -zgania go
Nico: W noci bendom pociałunki nie dla dzieciów! -śmieje się
Marco: Hahahaha! Mały się szybko uczy! -zażartował
Milena: Debil!


Dziewczyna poszła do kuchni zrobić jedzenie dla małego chłopca, aż nagle zobaczyła ją opartą o framugę drzwi.. To była Amanda. Marco jeszcze się jej nie pozbył..


Amanda: Widzę że wróciłaś.. Chyba na marne.. -westchnęła
Milena: A ty na marne tu zostałaś. -odpowiedziała obojętnie



_____________________________________________________________________



Jeszcze pomęczę was xd A tak na prawdę to przestraszyłam się waszych sprzętów xD
To do następnego <3