Cała zapłakana i wstrząśnięta Milena weszła do szpitala gdzie leżała cała trójka, bała się niesamowicie. Przy wejściu na poczekalni siedział Mario. Podeszła do niego i zobaczyła jaki on jest równie wstrząśnięty tym wypadkiem co ona. Usiadła obok niego i postanowiła się czegoś dowiedzieć..
Milena: Mario.. Gdzie oni są? -zapytała
Mario: Justyna jest na sali operacyjnej, Marco leży na górze, a mały Nico.. -wybuchł płaczem
Milena: Co Nico? Co z nim? -przestraszyła się
Mario: Doktor poszedł mu założyć gips na złamaną rączkę. -wyznał
Milena: Boże.. Idę do niego.
Milena naprawdę zaczęła się bać o zdrowie swojego rocznego synka. Ciągle gnębiła się tym że mogła zatrzymać przy sobie chłopca, wmawiała sobie przez całą drogę że jest okrutną matką, że jest zła i nie nadaje się na mamę, tak wspaniałego chłopca. Czasem zastanawiała się czemu nie oddała go już wcześniej do adopcji, ale potem wyobrażała sobie rozpacz Marco i Nico, co ją odprowadzało od tego głupiego pomysłu.
Idąc białym korytarzem zobaczyła Nico dreptającego z pielęgniarką, która trzymała go za rączkę. Widocznie ucieszył się że widzi mamę, bo odruchowo się uśmiechnął i podbiegł do niej. Przytulił się do jej bioder, zrobił by to jeszcze mocniej gdyby nie gips usztywniający jego rękę. Milena przykucnęła przed nim, pogłaskała go po główce i pocałowała delikatnie w czółko.
Nico: Mamusiu psyjechałaś! -uśmiechnął się
Milena: Przyjechałam specjalnie dla ciebie maluszku.
Nico: A byłas u tatusia? -zapytał
Milena: Nie jeszcze, ale jak pani pielęgniarka pozwoli to pójdziemy razem. -spojrzała chłopcu w oczy
Nico: Zgoodzi sie! -powiedział pewnie
Milena: A rączka boli? -zobaczyła duży gips na jego rączce
Nico: Boji, aje cojaz mniej. -powiedział cichutko
Milena: To dobrze że coraz mniej. Jesteś bardzo dzielnym synkiem. -pocałowała go w policzek
Nico: Wiem o tym! -powiedział dumnie
Milena: Przepraszam panią, czy mogę iść z synem do taty? -zapytała
Pielęgniarka: Oczywiście, ale zaraz potem niech wraca do sali. -odpowiedziała życzliwie
Milena: Dziękuję.
Pielęgniarka: Proszę. -odpowiedziała
Milena: To co idziemy do tatusia? -zapytała chłopca
Nico: Taaak! -pisnął szczęśliwy
Nico był wniebowzięty tym że mama tak bardzo się nim opiekowała, a najbardziej tym że przyjechała do szpitala do niego. Obawiał się jej początkowej reakcji, że może go skrzyczeć, ale wiedział że mamuśka jest bardzo wyrozumiała. Teraz najbardziej zamartwiał się stanem tatusia...
Marco leżał sam w sali, tak bardzo samotnie jeszcze się nigdy nie czuł. Dookoła szare ściany i jego obolała noga w której utkwił mały kawałek szkła, przez co nie mógł poruszać lewą nogą.
Nagle do sali ktoś zapukał, krzyknął że można wejść i do sali zajrzał malutki Nico ubrany w szpitalne ciuszki a zaraz za nim jego ukochana mama, czyli Milenka. Przywitali go szczerymi uśmiechami, a mały Nico wepchał się na łóżko, gdzie leżał Reus.
Marco: Moje perełki przyszły! -ucieszył się
Nico: Nie jeśtem pelełko! Jeśtem Nico! -sprzeciwił się
Marco: Oj maluchu, jak dla mnie jesteś małym... Bursztynkiem! -zaśmiał się
Nico: Bulstynkiem! -powtórzył za ojcem
Milena: Widzę że humor dopisuje. -stwierdziła
Marco: A dopisują! -potwierdził
Milena: Justyna ma teraz operację. -wspomniała
Marco: Ja mam jutro, nie jest tak tragicznie, ale w przypadku Justyny to co innego. -westchnął
Nico: Tato! A wies ze ja mam gips! -pochwalił się
Marco: Naprawdę? Jaki fajny! -zaśmiał się
Nico: I jeśtem dzielnym sinkiem!
Marco: Bardzo, bardzo dzielnym! -pogłaskał dziecko po głowie
Nagle do sali weszła pielęgniarka i zabrała ze sobą Nico na badania, Milena też chciała iść, ale kobieta się nie zgodziła na obecność dorosłych, ponieważ takie obowiązywały przepisy w Niemczech. Kirchner została sama z Reusem.
Milena: Mógłbyś mi teraz powiedzieć jak to się stało? -zapytała
Marco: A co ja mam ci mówić.. Jakiś idiota mi wyjechał znad przeciwka, a ja nie zapanowałem nad kierownicą i uderzyłem w drzewo. Nie chcę mi się o tym mówić. -machnął ręką
Milena: I jechaliście bez pasów! -domyśliła się
Marco: Przypiąłem małego!
Milena: A ty i Justyna?! Przecież mogłeś ich wszystkich pozabijać i siebie w dodatku! -zaczęła lamentować
Marco: Ale żyjemy! -zaczął się bronić
Milena: Głupi ma zawsze szczęście.. -prychnęła
Marco: W miłości najbardziej! -zaśmiał się
Milena: Ja ci dam miłość! Ty debilu jeden, ty!
Marco: Oj no chodź tu! Morelko... -zaśmiał się
Milena: Weź Marco! Nie wygłupiaj się! -zganiła go
Marco: Chodź się chędożyć!
Milena: Debilu! To jest szpital, a poza tym mam okres! -westchnęła
Marco: Co to za marynarz, który Morza Czerwonego nie przepłynie! -zażartował
Milena: Wariat! -pocałowała go w czoło
Marco: Czy ten świat bez wariatów, byłby coś wart?
Milena: Mario.. Gdzie oni są? -zapytała
Mario: Justyna jest na sali operacyjnej, Marco leży na górze, a mały Nico.. -wybuchł płaczem
Milena: Co Nico? Co z nim? -przestraszyła się
Mario: Doktor poszedł mu założyć gips na złamaną rączkę. -wyznał
Milena: Boże.. Idę do niego.
Milena naprawdę zaczęła się bać o zdrowie swojego rocznego synka. Ciągle gnębiła się tym że mogła zatrzymać przy sobie chłopca, wmawiała sobie przez całą drogę że jest okrutną matką, że jest zła i nie nadaje się na mamę, tak wspaniałego chłopca. Czasem zastanawiała się czemu nie oddała go już wcześniej do adopcji, ale potem wyobrażała sobie rozpacz Marco i Nico, co ją odprowadzało od tego głupiego pomysłu.
Idąc białym korytarzem zobaczyła Nico dreptającego z pielęgniarką, która trzymała go za rączkę. Widocznie ucieszył się że widzi mamę, bo odruchowo się uśmiechnął i podbiegł do niej. Przytulił się do jej bioder, zrobił by to jeszcze mocniej gdyby nie gips usztywniający jego rękę. Milena przykucnęła przed nim, pogłaskała go po główce i pocałowała delikatnie w czółko.
Nico: Mamusiu psyjechałaś! -uśmiechnął się
Milena: Przyjechałam specjalnie dla ciebie maluszku.
Nico: A byłas u tatusia? -zapytał
Milena: Nie jeszcze, ale jak pani pielęgniarka pozwoli to pójdziemy razem. -spojrzała chłopcu w oczy
Nico: Zgoodzi sie! -powiedział pewnie
Milena: A rączka boli? -zobaczyła duży gips na jego rączce
Nico: Boji, aje cojaz mniej. -powiedział cichutko
Milena: To dobrze że coraz mniej. Jesteś bardzo dzielnym synkiem. -pocałowała go w policzek
Nico: Wiem o tym! -powiedział dumnie
Milena: Przepraszam panią, czy mogę iść z synem do taty? -zapytała
Pielęgniarka: Oczywiście, ale zaraz potem niech wraca do sali. -odpowiedziała życzliwie
Milena: Dziękuję.
Pielęgniarka: Proszę. -odpowiedziała
Milena: To co idziemy do tatusia? -zapytała chłopca
Nico: Taaak! -pisnął szczęśliwy
Nico był wniebowzięty tym że mama tak bardzo się nim opiekowała, a najbardziej tym że przyjechała do szpitala do niego. Obawiał się jej początkowej reakcji, że może go skrzyczeć, ale wiedział że mamuśka jest bardzo wyrozumiała. Teraz najbardziej zamartwiał się stanem tatusia...
Marco leżał sam w sali, tak bardzo samotnie jeszcze się nigdy nie czuł. Dookoła szare ściany i jego obolała noga w której utkwił mały kawałek szkła, przez co nie mógł poruszać lewą nogą.
Nagle do sali ktoś zapukał, krzyknął że można wejść i do sali zajrzał malutki Nico ubrany w szpitalne ciuszki a zaraz za nim jego ukochana mama, czyli Milenka. Przywitali go szczerymi uśmiechami, a mały Nico wepchał się na łóżko, gdzie leżał Reus.
Marco: Moje perełki przyszły! -ucieszył się
Nico: Nie jeśtem pelełko! Jeśtem Nico! -sprzeciwił się
Marco: Oj maluchu, jak dla mnie jesteś małym... Bursztynkiem! -zaśmiał się
Nico: Bulstynkiem! -powtórzył za ojcem
Milena: Widzę że humor dopisuje. -stwierdziła
Marco: A dopisują! -potwierdził
Milena: Justyna ma teraz operację. -wspomniała
Marco: Ja mam jutro, nie jest tak tragicznie, ale w przypadku Justyny to co innego. -westchnął
Nico: Tato! A wies ze ja mam gips! -pochwalił się
Marco: Naprawdę? Jaki fajny! -zaśmiał się
Nico: I jeśtem dzielnym sinkiem!
Marco: Bardzo, bardzo dzielnym! -pogłaskał dziecko po głowie
Nagle do sali weszła pielęgniarka i zabrała ze sobą Nico na badania, Milena też chciała iść, ale kobieta się nie zgodziła na obecność dorosłych, ponieważ takie obowiązywały przepisy w Niemczech. Kirchner została sama z Reusem.
Milena: Mógłbyś mi teraz powiedzieć jak to się stało? -zapytała
Marco: A co ja mam ci mówić.. Jakiś idiota mi wyjechał znad przeciwka, a ja nie zapanowałem nad kierownicą i uderzyłem w drzewo. Nie chcę mi się o tym mówić. -machnął ręką
Milena: I jechaliście bez pasów! -domyśliła się
Marco: Przypiąłem małego!
Milena: A ty i Justyna?! Przecież mogłeś ich wszystkich pozabijać i siebie w dodatku! -zaczęła lamentować
Marco: Ale żyjemy! -zaczął się bronić
Milena: Głupi ma zawsze szczęście.. -prychnęła
Marco: W miłości najbardziej! -zaśmiał się
Milena: Ja ci dam miłość! Ty debilu jeden, ty!
Marco: Oj no chodź tu! Morelko... -zaśmiał się
Milena: Weź Marco! Nie wygłupiaj się! -zganiła go
Marco: Chodź się chędożyć!
Milena: Debilu! To jest szpital, a poza tym mam okres! -westchnęła
Marco: Co to za marynarz, który Morza Czerwonego nie przepłynie! -zażartował
Milena: Wariat! -pocałowała go w czoło
Marco: Czy ten świat bez wariatów, byłby coś wart?
******
Kilkanaście minut później Mario dalej siedział na poczekalni, czekając aż operacja Justyny się zakończy, miał nadzieję że pomyślnie. Tymczasem Milena postanowiła wrócić do mieszkania po jakiegoś misia dla Nico, który twierdził uparcie że nie zaśnie bez misia.. Kiedy akurat przechodziła zauważyła Mario i postanowiła go podnieść na duchu..
Milena: Nie martw się Justynka jest twardą kobietą. Będzie dobrze. -uśmiechnęła się
Mario: Mam taką nadzieję.. Lekarze powiedzieli że może wylądować na wózku.. Nigdy sobie tego nie wybaczę.. Po co ja jej wysłałem tego sms'a, byłem lekkomyślny. -wyznał
Milena: Wierzę w nią, ona się nie podda. Pomogę jej. -odpowiedziała
Mario: Jeśli wyląduje na wózku, to przenoszę się do Dortmundu. -postanowił
Milena: Ale za jaką cenę.. A co jeśli nie? Zostawisz ją tu? -zdziwiła się
Mario: Zabiorę ją ze sobą i nigdy jej nie zostawię samej. -westchnął
Milena: Justyna to szczęściara.. Ma tak wspaniałego faceta, dla mnie Marco nigdy by się tak nie poświęcił..
Mario: Skąd wiesz? On cię tak kocha.. Wspominał że jesteś w ciąży. To prawda? -zapytał
Milena: Skąd ten pomysł?! Przecież nie jestem w ciąży! -sprzeciwiła się
Mario: Mówił że znalazł wczoraj w twojej test ciążowy na którym był pozytywny wynik. -tłumaczył
________________________________________________________________________
Mała prośba! :) Jak byście byli tak mili to podajcie przy komentarzach do rozdziału link ze swoimi opowiadaniami, bo mi zaginęły.. :(
Z góry dziękuję! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ;)
Milena: Nie martw się Justynka jest twardą kobietą. Będzie dobrze. -uśmiechnęła się
Mario: Mam taką nadzieję.. Lekarze powiedzieli że może wylądować na wózku.. Nigdy sobie tego nie wybaczę.. Po co ja jej wysłałem tego sms'a, byłem lekkomyślny. -wyznał
Milena: Wierzę w nią, ona się nie podda. Pomogę jej. -odpowiedziała
Mario: Jeśli wyląduje na wózku, to przenoszę się do Dortmundu. -postanowił
Milena: Ale za jaką cenę.. A co jeśli nie? Zostawisz ją tu? -zdziwiła się
Mario: Zabiorę ją ze sobą i nigdy jej nie zostawię samej. -westchnął
Milena: Justyna to szczęściara.. Ma tak wspaniałego faceta, dla mnie Marco nigdy by się tak nie poświęcił..
Mario: Skąd wiesz? On cię tak kocha.. Wspominał że jesteś w ciąży. To prawda? -zapytał
Milena: Skąd ten pomysł?! Przecież nie jestem w ciąży! -sprzeciwiła się
Mario: Mówił że znalazł wczoraj w twojej test ciążowy na którym był pozytywny wynik. -tłumaczył
________________________________________________________________________
Mała prośba! :) Jak byście byli tak mili to podajcie przy komentarzach do rozdziału link ze swoimi opowiadaniami, bo mi zaginęły.. :(
Z góry dziękuję! :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ;)
Dobrze, że małemu Nico nic się nie stało ! ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Justyna wyjdzie z tego cało ;p
Końcówka mnie zaskoczyła :D
Oby Justyna nie straciła dziecka !
Rozdział świetny ! :D
Zapraszam do nas na nowy rozdział : http://mr11mg10.blogspot.com/2013/09/rozdzia-10.html
Pozdrawiam Nikola :*
Całe szczęście że Marco i Nico nic poważnego się nie stało mam nadzieję że Justynie również :)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Zapraszam do siebie:
mariostorybvb.blogspot.com
super rozdzial :* mam nadzieje ze nic sie nie stanie Justynie i dziecku (jezeli jest w ciazy :p) czekam na kolejny :* w wolnym czasie zapraszam do siebie dopiero zaczynam wiec szalu nie ma ~ nazawszebedzieszwmoimsercu.blogspot.com ~ :3
OdpowiedzUsuńEch te testy. W rękach nie właściwej osoby i już się porypsało ;D
OdpowiedzUsuńMasz szczęście, że nic im nie jest. ;3
od-przyjazni-do-milosci.blogspot.com
Usuńglitgjrrrrhfigier *o*
OdpowiedzUsuńŻYJĄ!!! <3333
Cudowny rozdział ;3
A Nico jaki słodki *o*
Cudo, cudo, cudo i się nie kłóć!
I nie nie jestem naćpana! xd
Dawaj szybko następny, albo Ci nogi z dupy powyrywam :))
genialny rozdział . Ma nadzieje że Justyna wyzdrowieje . Czekam na następny http://kovma.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko z nimi w porządku! Oby i Justyna wyzdrowiała. Cudny rozdział <3 Marco jak zawsze, humorek dopisuje. :) Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńhttp://bvbstory.blogspot.com/.
http://life-is-sometimes-cruel.blogspot.com/
Zajebisty <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
http://friend-or-someone-more.blogspot.com/
Mario jaki słodki:) Awwww
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Justynką będzie dobrze i z dzieckiem też, które zapewne jest jej:)
Dobrze, że Nico i Marco nic nie jest:)
Świetny rozdział:)
Pozdrawiam:**
http://bvb-my-life.blogspot.com/
Cudowny! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Justyną będzie dobrze.
Biedny Mario ;c
Czekam na kolejny <3
Buziaki ;*
http://przyjaznzlaczonawmilosc.blogspot.com/
http://zielinskilovestory.blogspot.com/
Mam nadzieję, ze z Justynka wszystko będzie w porządku i nie będzie potrzebny jej wózek:(
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w zasadzie nic poważnego sie nie stało Marco i Nico:)
Uwielbiam tego dzieciaka<33
No niech Mario wraca do BVB!:)
Buziaki:**
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
Świetny rozdział! :) Oby z Justyną było wszystko ok i nie groziło jej kalectwo. Dobrze, że Nico i Marco wyszli bez większych obrażeń ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny!
Pozdrawiam :*
http://milosc-ktora-nigdy-nie-zgasnie.blogspot.com/
Zapraszam na:
OdpowiedzUsuńhttp://this-story-is.blogspot.com/
http://love-in-holiday.blogspot.com/